Cykl „Na ratunek Ikarowi” otwieramy krótką historią. Historią z życia Mariana Kasprzyka – złotego mistrza olimpijskiego z Igrzysk w Tokio w 1964 roku. Czy to opowieść wyłącznie jednego człowieka? Marian Kasprzyk został doceniony w dość trywialny sposób. Dziś taką nagrodę uznano by za żart czy nawet kpinę. A jednak dla niego samego w tamtych czasach oznaczało to wiarę – ktoś uwierzył w jego możliwości i dał mu szansę, czego wyrazem był…? No właśnie, co takiego otrzymał Marian Kasprzyk? Zachęcam do obejrzenia pierwszego odcinka cyklu „Na ratunek Ikarowi”.
Po obejrzeniu zastanów się, czy coś z tego, czym teraz się zajmujesz, ma swoje podłoże w dzieciństwie i okresie szkolnym, gdy otrzymałeś pochwałę. Poszperaj w swoich wspomnieniach. Może robisz coś teraz właśnie przez to, że ktoś kiedyś Cię docenił w mniej lub bardziej wyrafinowany sposób?
Gdy myślę o tym, co zaważyło na mojej edukacji, przed oczami widzę małą figurkę – ŚNIEŻNEGO BAŁWANKA Z PODŚWIETLANYM NOSKIEM. Na spodzie figurki był przycisk uruchamiający piękną melodię, przy dźwiękach której nosek bałwanka migotał na czerwono. Aż do mojej dorosłości szanowałam baterię tkwiącą w figurce i jak dotąd jeszcze nigdy jej nie wymieniałam. Włączałam bałwanka na specjalne okazje – gdy wieczorem znajdowałam się w wyjątkowo podłym nastroju, a jedynie melodia z figurki i świecący się nosek bałwanka mogły mnie pocieszyć.
Jak owa rzecz, nad którą tak się roztkliwiam, wpadła w moje ręce? Kontekst otrzymania figurki jest ważniejszy od samego przedmiotu, bowiem na pierwszy rzut oka nie ma w nim nic szczególnego… Chodziłam do szkoły podstawowej i któregoś dnia otrzymałam piątkę. Nie pamiętam, z jakiego przedmiotu i czy musiałam poświęcić dużo czasu na ten mały sukces – przynoszenie dobrych ocen ze szkoły było dla mnie czymś naturalnym. Tym razem jednak moja mama, usłyszawszy o mojej piątce, zrobiła dla mnie coś nieoczekiwanego. Wręczyła mi owego bałwanka, przekazując gratulacje i mówiąc, że jest ze mnie dumna. Prawdę mówiąc, zupełnie nie pamiętam słów, które wtedy wyrzekła. Może w ogóle nic nie mówiła? Jednakże w mojej głowie ta sytuacja urosła do rangi pewności, że mama mnie wspiera, że wierzy we mnie i moje możliwości, bo przecież posiadając bałwanka w domu, tylko czekała na to, by mi go wręczyć. Zakładała, że zwyciężę. Wierzyła we mnie, a drobny sukces za który chciała mnie docenić był tylko kwestią czasu… Czy możecie przypuszczać, co to oznacza dla dziecka? Skoro wierzy we mnie matka, jak ja mogę nie wierzyć w siebie? Ilekroć przechodziłam trudne chwile, sięgałam po figurkę i wpatrywanie się w migotający nosek bałwanka przynosiło ulgę. „Dam radę” – mówił wewnętrzny głos. I jakoś dawałam radę, mimo wszystko.
Widzę to dokładnie, jak wiara w siebie pomaga podejmować się kolejnych wyzwań. Co z tego, że większość z nich kończy się fiaskiem? Jedno na dziesięć przedsięwzięć przynosi spodziewane rezultaty. O to chodzi, by się nie poddawać i dążyć do celu. Praca i serce włożone w działanie niejednego już zdziwiły. Piszę o tym, bo wiem, że nie każdy miał szczęście posiadania mądrych rodziców. Często w naszym rodzinnym domu nasza wiara w siebie bywa podkopywana. Komu uwierzysz? Bratu, który wytyka ci niedoskonałości, czy może spojrzysz wgłąb siebie i realnie ocenisz, na co Cię stać? To drugie wydaje się trudniejsze, ale portal www.mlodetalenty.online przychodzi z pomocą. Może dotychczas nie usłyszałeś nic pozytywnego na swój temat, może śmiejesz się, gdy słyszysz, że „na pewno masz jakiś talent”, ale czy przypadkiem nie jest tak, że nikt Ci go nie uświadomił i uwierzyłeś w to, że po prostu go nie masz? Cytuję słowa zawarte w pierwszym odcinku cyklu: „Czasem ważne jest to, czy ten talent zostanie nam w jakiś sposób uświadomiony, bo my nie zawsze w sobie widzimy talent. Czasem warto komuś zaufać, czasami warto mieć autorytet, któremu można uwierzyć” (dr hab. Jan Kosendiak).